Wróciłem do mieszkania i od razu skierowałem swoje kroki do sypialni swojego najlepszego przyjaciela mając nikłą nadzieję, że go tam zastanę. Pudło. Nico, ty mendo, gdzieś ty wybył? Nawet na dzisiejszym treningu cię nie było... Co prawda ten trening jako tako treningiem nie był, ale trzeba było się wstawić na hali, a ten co? Wagary sobie zrobił...
Wszedłem powoli do salonu i rzuciłem swoje wielkie cielsko na kanapę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni swoich jeansów i wszedłem w kontakty. Wybrałem numer do tego idioty, ale nawet nie raczył odebrać. Jak tak dalej pójdzie to będę zmuszony pójść na policję i zgłosić jego zaginięcie. Co prawda mielibyśmy przez to kłopoty u Piechockiego, ale... Kiedyś by mu przeszło... Kiedyś. Chyba...
Zamknąłem oczy i oddałem się przemyśleniom. "Czy aby na pewno jest bezpieczna?" Co prawda nie widziałem jej twarzy i co jak co gdybym nawet spotkał ja na ulicy to nie mógłbym się zapytać czy się pozbierała po całej tej akcji. Chwile mojej konsternacji przerwał irytujący dźwięk oznaczający przychodzące połączenie...
- Tak, słucham? - odebrałem w chwili gdy na wyświetlaczu zobaczyłem nazwisko prezesa.
- Facu... Jesteś mi potrzebny... Przyjedź proszę do hotelu "Magnolia", a wszystkiego się dowiesz...
Niechętnie podniosłem się z jakże wygodnego mebla i biorąc z kuchni jabłko wyszedłem z mieszkania, uprzednio je zamykając i skierowałem swoje kroki do hotelu. Wszedłem do ogromnego holu i od razu ruszyłem w stronę lobby.
- Dzień dobry - przywitałem się z blondynką siedzącą w recepcji - Czy wie może Pani gdzie znajdę Pana Piechockiego?
- Do końca tego korytarza, a potem na prawo, pierwsze drzwi. Powinien być w tej chwili u kierowniczki - posłała mi ciepły uśmiech i wróciła do swoich zajęć.
Podziękowałem i po chwili znalazłem się pod wskazanymi drzwiami. Zapukałem cicho i nie czekając na zaproszenie, po prostu wszedłem do środka. Tylko, że Piechockiego wcale tam nie było...
*K*
- A właśnie! Prawie bym zapomniał - Prezydent odwrócił się w moja stronę - Żeby było łatwiej trafić Pani w gust wszystkich zawodników, przyjdzie do Pani jeden z naszych podopiecznych.
- Oczywiście, ma się rozumieć - posłałam mu szeroki uśmiech, a mężczyzna zniknął za drzwiami.
Nie wiem ile czasu czekałam, ale byłam zbyt pochłonięta swoimi sprawami by skojarzyć fakt, że ktoś zapukał do drzwi biura i w tej chwili stał w progu.
- Dzień dobry - usłyszałam i zdezorientowana podniosłam głowę z nad papierów - Miałem się tu wstawić na polecenie Prezesa...
Zamarłam w chwili, w której spojrzałam na jego twarz. To on. Ten, który mnie uratował. Boże! On nie może się dowiedzieć, że mi pomógł! Byłabym skończona!
- Tak, tak... Pan Prezes coś wspominał... Proszę usiąść - zaprosiłam go gestem ręki do środka i przedstawiłam mu cały plan.
Facundo, bo jak się okazało tak się nazywa mój wybawca z tej felernej nocy, po wstępnej rozmowie zgodził się mi pomóc i obiecał trzymać język za zębami, bo jak to stwierdził... Między wierszami zrozumiał, że to przyjęcie niespodzianka...
Zaraz po zmianie w hotelu, popędziłam do clubu. dzisiaj była ostatnia szansa na przećwiczenie nowej choreografii przed występem, więc nawet nie miałam jak wstąpić do domu. Szybko wbiegłam do szatni i krzyknięciu "cześć" do reszty dziewczyn, pospiesznie zaczęłam się przebierać.
Zapowiada się kilka godzin uciążliwego treningu...
___________________________________
Aye~~ Jak tam wakacje moje Misiaki?
Przepraszam za opóźnienie z rozdziałem... Miał być w sobotę, ale KTOŚ (czyt. rodzice xD) pokrzyżował mi plany..,.
Także ten... Mam nadzieję, że się podobał i nie zanudziliście się na śmierć ♥
Całusy, Hachiko ♥